Jeśli tak ma wyglądać moja majówka, to ja
podziękuję!!!
Średnia jakby zdrowa, ale nie może być w domu
za lekko, przeskoczyło na pozostałą dwójkę. Jasne, normalna sprawa, zaraziły
się, dobrze, będą miały z głowy. Tylko na Bloga kochanego dajcie odpocząć chwilę!
Jak to tak na raz można, tak ciągle, tak się każdym po kolei opiekować i
leczyć… Zachciało mi się trójki dzieci, to mam za swoje.
Teraz dzieci mi się nie chciało, ale
wszystkiego co poprzedza narodziny już jak najbardziej. Goście sobie poszli, to
znaczy jeden gość co jak przylazł w sobotę po południu tak w niedzielę późnym
wieczorem nas opuścił. Potem wracaliśmy do stanu użyteczności, więc nic się nie
chciało, a dziś cały dzień biegania po sklepach, żeby załatwić sprawunki póki
otwarte. Dlatego gdy potomstwo zostały nakarmione, wysmarowane lekarstwem i
uśpione, gdy wino zrobiło co trzeba mnie i Mężowi Polskiemu niby można było iść
do łóżka.
No to poszliśmy. Światło przyćmione, czułe
słówka, kilka miłych komplementów i nagle płacz i zgrzytanie zębów. Krzysztof
wciąż utrzymuje, że mu się podobam, więc ten skowyt to nie jego zasługa.
Najmłodszy się obudził. Jak cudownie.
Małżonek wyszeptał coś na „k” i bynajmniej nie
było to „kocham cię”, a mamusia poczłapała szybko do synka. Utuliła, pocałowała,
sprawdziła stan krost na ciele, zapewniła że szybko wyzdrowieje i wróciła do
spraw brutalnie przerwanych. Najstarszy z mężczyzn w domu w tym czasie wpadł na
jeden z tych pomysłów, za które go tak kocham i powiedział, że zasługuję na
porządny masaż.
Zasłużyłam sobie, o tak! Z uśmiechem od ucha do
ucha, rozmarzona położyłam się czekając na ulgę.
- - Mamo, pić!
Tym razem obudził się trzynastolatek i
postanowił powiadomić mnie o tej potrzebie osobiście, stając nam nad łóżkiem.
Cudowny moment. Najwspanialszy! Niech każde
się jeszcze obudzi o pierwszej w nocy, bo po co dawać rodzicom odpocząć.
Rodzice jak te terminatory, jak zaprogramowane komputery zrobią wszystko co do
nich należy z uśmiechem na ustach przerywając dorosłe zabawy na rzecz
dziecięcych zachcianek. Ale nawet w tym filmie o terminatorze nastąpił w końcu
„bunt maszyn”.
Dałam mu pić. Dałam mu cały karton soku, jak
się obudzi o trzeciej, niech ma przy łóżku. Swoim tym razem. Wróciłam do męża
i… zaczęliśmy się głośno śmiać. Bardzo głośno, wyładowując całe swoje
zirytowanie donośnym rechotem. Do rozpuku. Przynajmniej jeden punkt wieczoru
osiągnięty – i tak i tak pobudziliśmy sąsiadów. Włączyłam komputer, a Mąż
Polski poszedł zapalić. Ja w sumie z nim. Skoro można po, można i zamiast. Już
się odechciało, wcale nie do trzech razy sztuka!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz