Wiktoria jest kolorowa! Nie jestem rasistką, nie o to chodzi. Mąż i
ojciec dziecka w jednym też jest mojego koloru skóry, a Wiki jak Krówka Milka!
Przynajmniej chwilę taka była, bo ja, wychowana na starych sposobach, dzieciaka
z ospą smarowałam gencjaną. Potem poznane w pubie małżeństwo poleciło mi jakąś
specjalną maść (w sumie raczej płyn, jakby z talkiem) wysuszającą. Od tej pory
sześciolatka nie przypomina maskotki wytwórcy czekolad, a ja zastanawiam się
czy to aby na pewno ospa. Oby tak, bo lepiej żeby ją przeszła teraz, w wieku
przedszkolnym, niż miała sobie robić zaległości w podstawówce. Albo, co gorsza,
jako dorosła straszyła kandydatów o rękę krostami na całym ciele.
Gdy lekarz potwierdził ospę postanowiliśmy wykorzystać to do własnych
niecnych celów i zorganizowaliśmy przyjęcie. Illness Party – Impreza z chorobą!
Przyszli znajomi z dziećmi, które wietrznego paskudztwa jeszcze nie
złapały, coby pociechy się zawczasu zaraziły, a rodzice uzupełnili poziom
alkoholu we krwi. Miało być fajnie!
Miało i pewnie by było, gdyby nie drobny szkopuł w postaci naszych
przyjaciół z którymi mieliśmy jechać na majówkę na Mazury, a którzy zapomnieli,
że nie przechodzili jeszcze ospy. Rzecz jasna – złapali. Dorosły odchorowuje to
gorzej niż dziecko i ze wspólnych planów wyszło zero. Nic. Nul.
Długi weekend stoi więc pod ogromnym znakiem zapytania, a dziecko wciąż
powoli wraca do zdrowia. Bardzo powoli bo są jest mniej więcej w połowie, jeśli
wierzyć zapewnieniom lekarza i znajomych, że wstrętne ospisko trwa tydzień. A potem
dwa tygodnie kwarantanny. Aż przypomina mi się „Ojciec zadżumionych”
Słowackiego:
Trzy razy księżyc odmienił się złoty
Jak na tym polu rozbiłem namioty
No i tak, miał być wpis o chorobie, a wyszedł Lament Świętokrzyski
prosto z Warszawy, o zepsutych planach urlopowych.
Czekamy na rady, co robić podczas majówki i czy z sześcioletnim
dzieckiem uraczonym krostami wypada i można gdzieś wyjechać.
Pomożecie?