piątek, 20 kwietnia 2012

Trudne słowo o koniu

Ten tydzień mija nam pod znakiem jeździectwa, odkąd w zeszły weekend zabraliśmy dzieciaki do Kań Helenowskich, na konie. Zabawa była przednia i to dla nas wszystkich. No, prawie wszystkich, bo czteroletni Kubuś został z dziadkami. Średnia (sześć latek) robiła kółeczka na kucu, najstarszy (trzynaście) ruszył z instruktorem i grupą rówieśników, a my jako stare małżeństwo koniarzy (koń by się uśmiał) pojechaliśmy na wycieczkę w teren. Tylko Mąż Polski trochę narzekał, że jego klacz jakaś taka ospała. Nieważne, nie słuchajcie go. Jutro znów jedziemy do Kań, bo już mi zapowiedział, że wybierze lepszego konia i dopiero pokarze mi jak to robili kowboje na Dzikim Zachodzie. Nie pytałam co dokładnie miał na myśli, w obawie że dzieci mogą usłyszeć, ale jak powszechnie wiadomo każdy mężczyzna jest specjalistą w każdej dziedzinie, więc na pewno wielu, wielu ciekawych rzeczy mnie nauczy...

Gdy tylko małolaty usłyszały o jutrzejszej wycieczce wpadły w szał radości, a ostatnio pominięty rozpoczął nad wyraz dorosłe negocjacje aby tym razem jego również zabrać. Wytoczył wszystkie działa, od subtelnej prośby, po histeryczny płacz zupełnie nie zwracając uwagi, że w gruncie rzeczy od początku chcieliśmy go wziąć. Za kilka lat zostanie prawnikiem!
Tymczasem Wiktoria wyciągnęła na środek pokoju wszystkie krzesła i oznajmiła, że teraz bawimy się w konie. Jako kreatywna matka zrobiłam na szybko lejce z przeciągniętej przez oparcie skakanki, położyłam na siedzeniu poduszkę imitująca siodło i zawołałam córę, że możemy ruszać. 
Dosiadłam rumaka.
-Mamusiu, stój!
Mamusia stanęła. Mamusia zsiadła z konia i pyta średnią co się stało.
-Konika będzie bolało.
Tylko czekałam, aż najdroższy małżonek w cudownym żarcie wypomni mi tę bombonierkę, co to ją ostatnio sama opędzlowałam, że konik poczuje różnicę.
-Nie martw się, kochanie, konik jest przyzwyczajony do jazdy.
-Ale źle go osiodłałaś, mamusiu i będzie miał obtarcia.
-Są lejce, siodło. Strzemion nie mamy, ale będziemy udawać, że są.
-A gdzie czaprak?
Stanęłam jak wryta. Gdzie co? Skąd moja córka zna takie słowa?
-A co to jest czaprak?
-To ty nie wiesz, mamo? No przecież to taka specjalna podkładka pod siodło, żeby chronić grzbiet konika.
No tak. Zabierz raz dzieci na konie i już są mądrzejsze od ciebie. Zawstydzona położyłam pod poduszkosiodło jakiś kocyk, a Mąż Polski śmiejąc się ze mnie nagle stwierdził, że musi trochę popracować na komputerze. Idę o zakład, że poszedł się doedukować!
Jutro znów jedziemy na konie. Te prawdziwe. A potem, jak znam swoje dzieci, będziemy musieli wstąpić do księgarni, po jakiś również prawdziwy album. Córa ma nową pasję. 
Tylko jak one się tak szybko wszystkiego uczą???

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz