poniedziałek, 16 kwietnia 2012

Dziecko niedzielnej imprezy

Właściwie po co mi blog? Wczoraj Mąż Polski, czyli mój mąż, którego czasami nazywam po prostu po imieniu - Krzysztof, zorganizował w domu spotkanie biznesowe. W niedzielę, idealny pomysł. Odkąd usłyszał, że znajomy mojej przyjaciółki zna się na internecie, czy tam tworzeniu stron postanowił go ściągnąć do naszego mieszkania i wypytać o współpracę. Ja zrobiłam kolację, on wyciągnął butelkę whisky, dzieci poszły spać, słowem w pełni profesjonalna atmosfera do negocjacji. Nie dajcie się na to nabrać! O interesach rozmawiali może dwadzieścia minut. Potem za bardzo się polubili i znaleźli wspólny język. Co to oznacza? Zawodowo nie wiem, umknęło mi meritum, ale chyba ten znajomy zrobi mu jakąś stronę. Prywatnie – skończyło się to około czwartej nad ranem. Rano był ból głowy i Mąż Polski ostatkiem sił wyszeptał, że chyba nie idzie dziś do pracy. Dzieci też do przedszkola nie odwiezie, więc czy ja nie byłabym tak kochana i go nie wyręczyła. Od czego facetowi żona, no nie? No i jeszcze odwieczna zasada, że jak mężczyzna chory, to umiera. Kac też jest dla niego śmiertelny, więc w tych smutnych ciężkich chwilach wymaga intensywnej opieki.

W każdym razie to „biznesowe” spotkanie zaowocowało pomysłem na bloga. Takie moje małe dziecko powstałe w wyniku imprezy :) W którymś momencie podczas tych dwudziestu minut profesjonalizmu chłopaki rozmawiali o internecie. Było coś o blogach i pytaniu, czy mając trójkę dzieci nie myśleliśmy o dzieleniu się swoimi przygodami w sieci. Dużo ludzi tak robi. I w sumie – czemu nie? Aż tak nudnego życia nie mam. Mąż, potomstwo, kot w głowieJest o czym pisać.Zaczęłam. Zobaczymy jak będzie dalej! Możemy pobawić się w życie:)

1 komentarz:

  1. Zabawa w życie jest fajna, wciągająca. Można też powiedzieć, że jest to główne uzależnienie każdego z nas... Powodzenia życzę w blogowaniu ;)

    OdpowiedzUsuń