wtorek, 24 kwietnia 2012

Wazon - historia prawdziwa


Stłukł się. Oczywiście, że sam. Każdy, kto ma w domu dzieci wie, że wszystko nagle tłucze się samo. Dostał nóg i wziął i się zbił. Zeskoczył z parapetu. Mój ulubiony wazon na kwiaty!
Niespodzianka czekała na mnie wczoraj, weszłam do domu i nikt nie krzyczał, dzieci się nie biły, Mąż Polski pochylony grzebał coś w komputerze a zupa powoli dochodziła na wolnym ogniu. Normalnie jak nie w moim domu! Widziałam, że coś jest nie tak i że to na pewno nic dobrego. Dywan cały, trzynastolatek nie wpadł na genialny pomysł ogniska w salonie. Wszystkie talerze na swoim miejscu, sześciolatka nie bawiła się w dom. Ściany nie były pomazane, czyli czterolatek nie odprawiał Montparnasse w przedpokoju. Za to na parapecie stało coś… nie wiem co, ale wazonem toto nie było. Było szkaradne jak nie przymierzając pies naszego kolegi, połączenie kociołka Asteriksa z kominem elektrociepłowni Kawęczyn. A w tym moje kwiaty!!! Żadne się nie przyznało.
No dobra, przyznaję, nie gniewałam się długo. W sumie tyle co nic, bo pomysł naprawienia szkody był rozbrajający, stałam i patrzyłam urzeczona na ten obraz nędzy i rozpaczy, będący jednak odważnym krzykiem kreatywności moich dzieci. Jeśli lubicie mój fan page Klocki Culi to widzieliście to już wczoraj, jeśli nie – zobaczycie teraz. To patrzcie:

Tak wygląda wazon po kilku przeróbkach. Nawet ładny. Nawet kwiat w nim stoi i wystrój salonu nie woła o pomstę do nieba. Czyli co, da się?
Złap pomysł. Podaj dalej. Twoje dziecko zrobi to samo!
Kreatywność jest zaraźliwa :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz