Stłukł się. Oczywiście, że sam. Każdy, kto ma
w domu dzieci wie, że wszystko nagle tłucze się samo. Dostał nóg i wziął i się
zbił. Zeskoczył z parapetu. Mój ulubiony wazon na kwiaty!
Niespodzianka czekała na mnie wczoraj, weszłam
do domu i nikt nie krzyczał, dzieci się nie biły, Mąż Polski pochylony grzebał
coś w komputerze a zupa powoli dochodziła na wolnym ogniu. Normalnie jak nie w
moim domu! Widziałam, że coś jest nie tak i że to na pewno nic dobrego. Dywan
cały, trzynastolatek nie wpadł na genialny pomysł ogniska w salonie. Wszystkie
talerze na swoim miejscu, sześciolatka nie bawiła się w dom. Ściany nie były
pomazane, czyli czterolatek nie odprawiał Montparnasse w przedpokoju. Za to na
parapecie stało coś… nie wiem co, ale wazonem toto nie było. Było szkaradne jak
nie przymierzając pies naszego kolegi, połączenie kociołka Asteriksa z kominem
elektrociepłowni Kawęczyn. A w tym moje kwiaty!!! Żadne się nie przyznało.
No dobra, przyznaję, nie gniewałam się długo.
W sumie tyle co nic, bo pomysł naprawienia szkody był rozbrajający, stałam i
patrzyłam urzeczona na ten obraz nędzy i rozpaczy, będący jednak odważnym
krzykiem kreatywności moich dzieci. Jeśli lubicie mój fan page Klocki Culi to
widzieliście to już wczoraj, jeśli nie – zobaczycie teraz. To patrzcie:
Tak wygląda wazon po kilku przeróbkach. Nawet
ładny. Nawet kwiat w nim stoi i wystrój salonu nie woła o pomstę do nieba.
Czyli co, da się?
Złap pomysł. Podaj dalej. Twoje dziecko zrobi
to samo!
Kreatywność jest zaraźliwa :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz