czwartek, 26 kwietnia 2012

Ta wieczna ospa wietrzna


Wiktoria jest kolorowa! Nie jestem rasistką, nie o to chodzi. Mąż i ojciec dziecka w jednym też jest mojego koloru skóry, a Wiki jak Krówka Milka! Przynajmniej chwilę taka była, bo ja, wychowana na starych sposobach, dzieciaka z ospą smarowałam gencjaną. Potem poznane w pubie małżeństwo poleciło mi jakąś specjalną maść (w sumie raczej płyn, jakby z talkiem) wysuszającą. Od tej pory sześciolatka nie przypomina maskotki wytwórcy czekolad, a ja zastanawiam się czy to aby na pewno ospa. Oby tak, bo lepiej żeby ją przeszła teraz, w wieku przedszkolnym, niż miała sobie robić zaległości w podstawówce. Albo, co gorsza, jako dorosła straszyła kandydatów o rękę krostami na całym ciele.
Gdy lekarz potwierdził ospę postanowiliśmy wykorzystać to do własnych niecnych celów i zorganizowaliśmy przyjęcie. Illness Party – Impreza z chorobą!
Przyszli znajomi z dziećmi, które wietrznego paskudztwa jeszcze nie złapały, coby pociechy się zawczasu zaraziły, a rodzice uzupełnili poziom alkoholu we krwi. Miało być fajnie!
Miało i pewnie by było, gdyby nie drobny szkopuł w postaci naszych przyjaciół z którymi mieliśmy jechać na majówkę na Mazury, a którzy zapomnieli, że nie przechodzili jeszcze ospy. Rzecz jasna – złapali. Dorosły odchorowuje to gorzej niż dziecko i ze wspólnych planów wyszło zero. Nic. Nul.
Długi weekend stoi więc pod ogromnym znakiem zapytania, a dziecko wciąż powoli wraca do zdrowia. Bardzo powoli bo są jest mniej więcej w połowie, jeśli wierzyć zapewnieniom lekarza i znajomych, że wstrętne ospisko trwa tydzień. A potem dwa tygodnie kwarantanny. Aż przypomina mi się „Ojciec zadżumionych” Słowackiego:
Trzy razy księżyc odmienił się złoty
Jak na tym polu rozbiłem namioty
No i tak, miał być wpis o chorobie, a wyszedł Lament Świętokrzyski prosto z Warszawy, o zepsutych planach urlopowych.
Czekamy na rady, co robić podczas majówki i czy z sześcioletnim dzieckiem uraczonym krostami wypada i można gdzieś wyjechać.
Pomożecie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz