poniedziałek, 28 maja 2012

Wpis dietetyczny


Zgrubłam. Spodnie zrobiły się za małe, koszulki zbyt obcisłe, czyli że utyłam. Albo skurczyły się w praniu! O, to to! W praniu. Muszę chyba proszek wymienić.
Mąż Polski co prawda mówi mi o tym od kilku lat, średnio co roku narzeka, że kurczą mu się ubrania, co najpierw próbował zwalać, na to że jeszcze rośnie, a potem na pralkę. A ja mu nie wierzyłam. No głupia ja!
Wymyśliłam, że przejdziemy na dietę. Krzysztof wymyślił, że ja przejdę, bo on idzie z dziećmi na pizzę.
Przestudiowałam to, co tam piszą o dietach w internecie, głowa urosła o dwa rozmiary i postawiłam na najlepszą z nich. MŻ. Mniej Żreć.
Zło to kompletne, zło przed duże Z, a nawet U w środku, ale nic nie poradzę, że wydaje się najszybsze a ja nie chcę się bawić w planowanie jadłospisów, liczenie kalorii, węglowodanów i w ogóle w nic bawić się nie chcę, tylko chcę schudnąć. Wybrałam mniejsze zuo!
Dziś śniadania nie zjadłam, uznałam, że skoro to najważniejszy posiłek dnia, to właśnie on musi tuczyć najbardziej, wzięłam więc kajzerkę, jogurt i pojechałam zrobić sobie paznokcie. Dobry manicure pomaga w odchudzaniu, a co! Potem przyjaciółka, ta co mi dłonie naprawiała, ta sama odpowiedzialna za tę stronę (ten tekst zawiera lokowanie produktu) ubrała córkę, psa, zadzwoniła po swojego sąsiada, ten ubrał siebie i swojego psa i wyciągnęła mnie na spacer.
Nie lubię psów. Nie lubię psów, piesów, psowatych i w ogóle czworonożnych zwierząt, które każdą swoją potrzebę wyrażają szczekaniem. Mam w domu kilkoro takich, które wyrażają je płaczem i to mi wystarcza. I też muszę po nich sprzątać.
Poszliśmy do lasu, a potem do pubu przy tym lesie, w którym oni zamówili sobie po karkówce z grilla, a ja zjadłam swoją bułkę z jogurtem. Potem zjadłam kiełbasę, bo zgłodniałam, a na deser zamówiliśmy frytki. Na szczęście nie było tego dużo, więc MŻ zachowane.
Co najgorsze, sąsiad mojej przyjaciółki, w sumie to i mój dobry kolega, cały czas zachwycał się kelnerką. Idiota nonstop składał kolejne zamówienia, tyko po to, by podchodziła do naszego stolika. I jeszcze specjalnie poprosił ją o wodę dla psów, że niby tak się o zwierzęta troszczy, na co ta chuda raszpla zareagowała maślanym wzrokiem i czym prędzej pobiegła po miseczkę.
- I co ty w niej widzisz? – zapytałam.
- Ale, że co widzę i że w kim?
- W kelnerce. Po co ją tak ciągle wołasz?
- Nie wołam. Po prostu ciągle coś zamawiam. W kogo mam się wpatrywać, w ciebie? Ty masz męża i ja się go boję – zażartował.
- Mnie też się masz bać, zawołaj tę chudą raz jeszcze, to ci coś zrobię.
- A, tu cię boli! – nagle odgadł moje intencje. – co, odchudzasz się?
- Nie twoja sprawa.
- Nie moja. Twoja też nie powinna, nie potrzebujesz.
Ale nie kupiłam tego! Dobrze wiem czemu ciągle wołał kelnerkę i wcale nie kupiłam też bajki, że miała po prostu piękny uśmiech. Każdy facet ogląda się za chudymi.
Trzeba mniej żreć, pomyślałam zamawiając drugą kiełbasę. Stanowczo za małe porcje podają w pubach!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz