wtorek, 22 maja 2012

Kotka na gorącym, blaszanym łóżku


Ostatnie kilka dni spędziliśmy u rodziny Męża Polskiego. To tak, jakby każdy oglądał 40-to latka i stwierdził, że „zawsze to obcy w domu”. Nie czuliśmy się swojo. To znaczy ja nie czułam, bo Krzysztof bawił się wyśmienicie i praktycznie w ogóle nie zwracał na mnie uwagi.
Dzieciaki krzyczą, koty w głowie się marcują, a ten jakby nigdy nic rozmawia ze szwagrem o czymś arcyważnym. No, w to każe mi wierzyć. A potem oni też krzyczą!
Krzyczą, bo brat mojego lubego kupił nowy samochód, a przecież podobno wcale tak dobrze mu się nie powodzi. Ale wierzę, że to przez wielkiego K. Przemawia troska, nie zawiść. Krzyczą, bo Krzysztof nie wszedł w interes z kolegą swojego brata, a brat nie wierzy, że interes ten  góry skazany był na porażkę. Aż w końcu krzyczą, bo przypomnieli sobie, że ostatnie urodziny ojca były kompletną porażką, za to nie potrafią sobie przypomnieć z winy którego.
- Mamo! Mamo!!! – krzyczy Tomek – a dlaczego wujek kupił swoim dzieciom nowe tornistry, a my nie mamy?
- Bo wasze stare są jeszcze całkiem nowe.
- Ale oni mają nowsze!
- Nie wolisz poczekać do wakacji i we wrześniu mieć najnowszy?
- Wolę. Ale kupisz? 
- Zobaczymy.
- To nie, to kup teraz!
I weź tu bądź mądry!
A potem przychodzi wieczór i kot w głowie zaczyna mi miauczeć tak, że umarłego by pobudził. Gdzie tam. Nie na zjeździe rodzinnym, nie tutaj, nie ja, nie z tą rodziną.
Wszystko już przygotowałam. Polówka, którą nam rozłożyli może i będzie skrzypieć jak pięciolatka na altówce, ale rodzina sama sobie winna, zapraszając małżeństwo z trojgiem dzieci i oferując pociechom nocleg i ich latoroślami, dorosłych nareszcie zostawiając samych.
Ja od ostatniej poł godziny siedziałam jak na szpilkach, co i raz dyskretnie (bardziej lub mniej) wysyłając lubemu miłosne sygnały. Nawet obiecał, że już kończy, jeszcze tylko ostatniego drinka dopije, i idziemy.
Jeden ostatni drink. Drugi, trzeci, szósty. W końcu ja wstałam i poszłam sama. Może go ruszy ambicja i zaraz dołączy?
Dołączył po trzech kolejnych.
Wszedł do łóżka. Rozgrzane do granic wytrzymałości, aż sprężyny palą w plecy. Prześcieradło płonie, ja też, na chwilę więc idę do toalety przygotować się i zrobić na Bóstwo. Na chwilę poszłam. Na pięć minut max.
Zasnął!
Normalnie, wziął i zasnął! Tak bez uprzedzenia, tak nagle ukrócając moje szaleńczo niemoralne plany!!!
Kot w głowie szalał z wściekłości, a łóżko było gorące niepotrzebnie. Tyle mi przyszło po zjeździe rodzinnym…

1 komentarz: